Im więcej potu na poligonie, tym mniej krwi na polu bitwy – czyli topienie, ratowanie i szycie.

Obiecanki – cacanki, a głupiemu radość. Ale tym razem jest kolejny wpis szybko i jeszcze na świeżo po wydarzeniach.

Są tacy wariaci co na małych 5m jachtach „Setkach”, wybudowanych przez siebie w garażach, chcą się ścigać w tym roku przez Atlantyk. Mieliśmy ten zaszczyt, że przy powstawaniu 2 z tych łupinek trochę pomogliśmy. Jakby ktoś nie wiedział to o projekcie „Setką przez Atlantyk 2016” można poczytać tutaj http://www.maderski.pl/setk–przez-atlantyk-2016.html, jest tam też lista startujących. Dwie Setki szczególnie Nam bliskie to Atom i Meluzyna.

W każdym razie chłopaki się skrzykneli i postanowili uczestniczyć w kursie ITR. Ale nie takim dla odbębnienia dla marynarzy z zajęciami na basenie, masą przepisów PPOŻ itd. Tylko takim bardziej żeglarskim. Miałem to szczęście i udało mi się również w tym uczestniczyć.

Było trochę teori, ale i kilka godzin na wodzie, a majowa zatoka nie rozpieszcza jeszcze temperaturą wody. Ale i właśnie o to chodziło, o symulację chociaż części ciężkich warunków, ale jednak w kontrolowany sposób. Najlepiej było skakać w swoim sztormiaku i kaloszach do wody. Niektórzy mieli pianki pod sztormiakiem. Trzeba być twardkim a nie miętkim. W piance na co dzień po pokładzie nie chodzę, więc pod sztormiakiem normalne spodnie i koszulka, i tak sobie ułatwiłem bo juz bluzy czy swetra nie zakładałem. Ale na usprawiedliwienie – mniej warstw więc większe wychładzanie organizmu.

Może, z racji morsowania, mam trochę większą tolerancję, i pomimo spędzenia ponad 1h w wodzie w takim ubiorze, sporym wysiłku fizycznym (po drodze było wychodzenie na pokład Setki – bez drabinki, odwracanie tratwy i wchodzenie do niej itd), nie było tak źle – hipotermii nie dostałem. Nawiasem mówiąc szkolenie było przeprowadzone w pełni profesjonalnie i cały czas byliśmy pod fachowym i czujnym okiem Karoliny – żeglarki i lekarki. Zaskoczyło mnie jak dobry sztormiak zwiększa tutaj szanse przeżycia. Szczelnie opatulony (podwójne mankiety, dobre zapięcia, kalosze) w swój strój, nie czułem specjalnie zimnej wody. Taki szczelny sztormiak działa trochę jak pianka, tylko dużo więcej wody jest pod nim. Jest to minus z kolei w trakcie prób wychodzenia z wody. Kalosze pełne wody, w rękawach po 2 kg cieczy pływającej, nie mówiąc o nasiąkniętych warstwach ubioru. Do tego stopnia, że ciężko nogę podnieść, a raz jak wychodziłem na jacht, to zabujało i ta woda mnie przeważyła i było znów plum. Na sam koniec tej walki, już porządnie zmęczony, z ciężkim sztormiakiem na karku nie dałem rady odwrócić tratwy – to są te sytuacje, gdy w żeglarstwie przydaje się zwykła zwierzęca siła i decyduje wielkość, a nie umiejętności, myślenie i planowanie. Ale żeby nie było za łatwo to jeszcze wskoczyłem w kombinezon ratunkowy – i to były w sumie Karaiby, brakowało palemki i drinków z rumem. Pomimo zmęczenia i wychłodzenia organizmu, w takim kombinezonie znów było ciepło i przyjemnie. Nawet taki zakupiony w demobilu znacznie zwiększa szanse przeżycia na wypadek ewakuacji czy znacznego zalania jachtu. Myślę, że pojawi się na liście najbliższych zakupów na Tigerna.

Wciąganie człowieka na pokład też przećwiczyliśmy. Najlepiej sprawdza się na fale – gdy mamy kabestany przez które możemy taki fał poprowadzić lub na bomie przy pomocy tali grota – jak na żurawiku.

Trzeci dzień szkolenia to znów trochę teori i praktyki medycznej. Nauka szycia czy robienia zastrzyków. W sytuacji gdy pomoc może przybyć dopiero za kilka godzin, a może dni są to umiejętności bardzo przydatne. Cały kurs przerobił tyle ważnych ćwiczeń praktycznych, że nie sposób o wszystkim napisać;).

Na koniec kilka zdjęć z całej imprezy. Zdjęcia dzięki uprzejmości Maćka z www.sekstant.pl. Sam kręciłem zajęcia w wodzie, w międzyczasie musiałem wymieniać kartę pamięci i baterie, tyle tego materiału jest, że nie wiem kiedy się z tym obrobie :D.

Na sam koniec żeby nie było że tu jakiś marketing uprawiam, kryptoreklame czy inne takie. Uważam, że najlepiej jak najwięcej sytuacji sprawdzić samemu, spróbować na własnej skórze w kontrolowanych warunkach. Poznać swoje reakcje, mieć chociaż namiastkę wiedzy czego się możemy spodziewać w danej sytuacji. Gdy przyjdzie później co do czego to coś w głowie zostanie, jakiś dobry odruch, poprawne zachowanie czy chociaż wiedza co zaraz nastąpi – zmniejsza stres, skraca czy elimuje okres paniki. Takie rzeczy, niby drobnostki mogą w wielu sytuacjach nam pomóc, nie tylko na wodzie. Bo morskie opowieści o tym jak to się łatwo na pokład wciągnąć po wąsach czy inne takie chojrakowanie włóżmy między Pippi Långstrump a kpt. Nemo.  Dlatego jak macie przeterminowaną pirotechnikę, strzelajcie (tylko jak niedaleko wód morskich trzeba to zgłosić). Jak kończy się termin ważności naboju do kamizelki pneumatycznej – skaczcie w nim do wody choćby z pomostu, i tak nic nie przyjdzie Wam jak ta przeterminowana i zawilgocona pastylka spowoduje wybuch kamizelki na kingstonie. Wszystko w myśl żołnierskiej zasady: Im więcej potu na poligonie, tym mniej krwi na polu bitwy. A taki kurs zawsze daje więcej możliwości i można posłuchać różnych rad :).

 

Dalszy ciąg przygotowań

Wpisy miały być częstsze, a wyszło jak zawsze. Ale w międzyczasie różne rzeczy się działy. Roboty powoli postępowały do przodu, była remontowa majówka w Szwecji z bliźniaczą jednostką, było topienie i ratowanie i pewnie jeszcze coś by się znalazło.

Tigern teraz już się buja spokojnie na wodzie, w swoim właściwym środowisku. Ale, żeby nie było nudno to i stoi na nowym miejscu :). Co prawda tylko o kilka metrów przesunięty – ale roboty z zamianą y-bomów też było co niemiara.

Niestety jeszcze bez napędu, żagle jeszcze nie wszystkie gotowe, w środku zresztą też jeszcze trochę do zrobienia. Ale widać powoli światełko z napisem „EXIT”. Podłoga już leży na swoim miejscu, podsufitka też już zamontowana. Lampka z oświetleniem kabinowym z dwoma trybami świecenia też zrobiona i zamontowana. Jeden tryb to zwykłe oświetlenie, a drugi nocne na niebiesko (możliwa zmiana na inne kolory, wręcz jakby się pobawić to można by wszystkie kolory tęczy wyświetlać :D).

Ale zdjęcia i drobne komentarze przy nich najlepiej opiszą co się działo (niestety w wirze robót nie zawsze była chęć cykania fotek więc dokumentacja uboga):